Czy można sobie pozwolić na lustrzanki klasy Canon lub Nikon w dobie kryzysu?

Reklama Na Blogach

Niezależnie od tego, czy Premier Finansów ogłosi, że skończył się w Polsce kryzys czy nie nadal dla wielu z nas zakup sprzętu takiego jak lustrzanki jest poważnym wydatkiem i wymaga sporego przemyślenia. 



Sama przymierzając się do kupna takiego aparatu byłam nieco oszołomiona cenami, jakie miały lustrzanki w popularnych marketach. Pewnie miał na to wpływ też fakt, że szukałam lustrzanki wśród marek Canon i Nikon. Zastanowiło mnie wówczas jak może wyglądać cenowo rynek lustrzanek w internecie. 


Przyznam się, że nie korzystałam nigdy z portalu Skąpiec.pl choć wiele o nim słyszałam jednak sprawdzenie cen aparatów fotograficznych było moją pierwszą z nim stycznością. 
Na samym początku po wpisaniu słowa kluczowego wyświetliły mi się lustrzanki chyba wszystkich firm świata Porównanie cen lustrzanek wszystkich modeli
Oczywiście portal jest dość intuicyjny więc łatwo mogłam znaleźć porównania cen dokładnie tych marek lustrzanek, których szukałam w sklepach:




Co ukazuje się naszym oczom przy takim porównaniu? Nie tylko bardzo duże różnice pomiędzy cenami tych samych modeli w różnych internetowych sklepach, ale też znaczna różnica w cenie w stosunku do cen w sklepach stacjonaranych, oczywiście z korzyścią dla nas, kupujących. 


Różnica w cenie rzędu 500 czy nawet i 1000 złotych naprawdę robi wrażenie. Często tak duża różnica może decydować o tym, czy możemy pozwolić sobie na zakup danego produktu. Jeśli dzięki takiej różnicy w cenie będziemy mogli pozwolić sobie na "sprzęt" klasy Canon lub Nikon sklepy internetowe okazują się prawdziwym wybawieniem właśnie dla osób chcących mieć lustrzankę dobrej klasy, ale też i w dobrej cenie. 


Warto więc sprawdzić ceny i przekonać się do internetowych zakupów. 
Oczywiście z zachowaniem wszystkich procedur sprawdzających wiarygodność danego sklepu przez dokonaniem zakupu w nim, ale tutaj już konkretniej odsyłam do innego mojego tekstu o bezpieczeństwie robienia zakupów w Internecie Jak bezpiecznie robić zakupy w Internecie

dodajdo.com

Nowa era reklamy w Polsce - Kampania Garniera na Pałacu Kultury w Warszawie

Reklama Na Blogach

Na najbliższych kilka tygodni jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków w Polsce zmienił nieco swoje oblicze, a wszystko to za sprawą kampanii marki Garnier. 


Pałac Kultury jest teraz podświetlony z 4 stron na zielono, a na głównej fasadzie co kilka minut wyświetlany jest reklamowy film i logo Garniera. 
10 października o 20.30 miejsce miała wielka inaugunacja kampanii z pokazem sztucznych ogni. 


Czy nadszedł czas na nowy sposób reklamowania się? Być może jest to znak, że Polacy przyzwyczaili się do standardowych kampanii reklamowych i trzeba nowych sposobów, by zwrócić ich uwagę. Efekty z pewnością mogą być zaskakujące. Poczekamy, zobaczymy. 








dodajdo.com

Komu zależy na grypowej panice?

Przez ostatnie dwa dni bombardowani jesteśmy "aferą" w sprawie pandemii grypy AH1N1 i braku szczepionek przeciwko niej w Polsce. 

Dzisiejsza i wczorajsza cała ramówka tvn24 poświęcona była temu właśnie tematowi. Biorąc pod uwagę, że zachorowanie na tą odmianę grypy w Polsce jest wręcz śladowe, a grypa sezonowa dopadła już większość Polski rozdmuchiwanie "problemu" grypy AH1N1 jest co najmniej dziwne...

4 listopada, wieczorem mieliśmy okazję obejrzeć program Pani Olejnik, w której ni mniej, ni więcej prowadząca skompromitowała się w rozmowie z Panią Minister Kopacz, do tego stopnia, że stała się ta rozmowa obiektem powszechnych żartów środowiska Internautów http://www.wykop.pl/link/255664/tvn-robi-propagande-szczepionek-przeciwko-grypie-w-polsce

Jak dla mnie argumenty Pani Kopacz brzmią dość sensownie - nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy kupować szczepionkę, za którą firmą ją produkująca nie chce wziąć odpowiedzialności, tylko dlatego że WHO ogłosiło pandemię grypy, która jest mniej niebezpieczna od gryp sezonowych. W obliczu tych faktów zachowanie tvn24, które poświęca praktycznie całe dwa dni swojej ramówki ciężko nie nazwać mianem rozpowszechniania paniki. 

Jaki cel ma wprowadzenie w widzach takiego poczucia strachu i komu tak właściwie zależy na tych szczepionkach?
Czy dziennikarze nie powinni zamiast podniecania paniki wśród narodu sprawdzać wiarygodność leku, który miałby być masowo, a nawet i przymusowo w odniesieniu do tzw grup ryzyka, podawany? 
Czy dziennikarze nie powinni sprawdzać koncernów farmaceutycznych, porównywać danych, sprawdzić na przykład informację o przypadkach zgonów po podaniu szczepionki na wirusa AH1N1?!

Zamiast tego mamy poszukiwanie przez nich argumentów przeciwko dezycji Minister Kopacz, jakby działali oni w zamierzonym z góry celu. 5 listopada mogliśmy obejrzeć rozmowę, w której to dziennikarka tvn24 próbując oczywiście ośmieszyć i zmniejszyć wagę słów Minister Kopacz z wieczornego wystąpienia u Pani Olejnik, wypowiada się niemal jako ekspert na temat 4 fazy badań szczepionki, których wyników Minister Kopacz nie może otrzymać od firm farmaceutycznych.
I co się okazuje? A okazuje się, że dziennikarze tvn24 mają o wiele większą wiedzę na temat wirusologii niż Minister Kopacz i cały sztab lekarzy i wirusologów przy Ministerstwie Zdrowie pracujących. Po co więc nam lekarze, specjaliści, profesorzy z tego zakresu? Dziennikarza dowie się wszystkiego i potem objaśni narodowi niekompetencję całego Ministerstwa. 

"Łykacie to"?  Osobiście liczyłam na rozwój dziennikarstwa śledczego w Polsce, nie dziennikarstwa czyhającegoc na sensację, podsycającego je i nawet tworzącego panikę. 



dodajdo.com


Powszechnie panuje pogląd, że pośpiech Dnia Wszystkich Świętych nie sprzyja refleksji.

Osobiście spotkałam się z dwiema postawami.


Cześć jest tak zaaferowana samym poczuciem obowiązku i jakiegoś przymusu, dla którego muszą umyć grób, muszą kupić tyle i tyle kwiatów i muszą być tyle i tyle razy na cmentarzu, że zapominają w nawale tych czynności o samym sensie Dnia Wszystkich Świętych. 
Górę tutaj bierze niestety czysta komercja, jaka została zrobiona z tego święta - znicz, kwiatek, wiązanka, do domu i wieczorem znowu znicz, kwiatek, wiązanka. 


Są też jednak przypadki, w których bardzo wyraźnie widać jak ten dzień wpływa na odwiedzających groby, szczególnie gdy spotka się na cmentarzu dawno nie widzianą rodzinę - zaczyna się wspominanie tych, którzy już od nas odeszli, czasem nawet łezka się w oku zakręci i wtedy naprawdę widać, że to święto ma głębszy sens. 




Pewnie więc biorąc pod uwagę ogół może być różnie. Bieg ze cmentarza na cmentarz u jednych może przyćmić ideę tego dnia i zdominuje go obowiązek zapalenia świeczek zamiast skupienia się na sensie ich zapalania.
Byłabym tutaj przeciwna jakiemukolwiek generalizowaniu i sprowadzaniu tematu do jednej przeważającej postawy Polaków 1. listopada.  


Generalnie jednak sam scenariusz Dnia Wszystkich Świętych jest zazwyczaj ten sam - zbliża się 1. listopada, wyruszamy na swoje groby. Niektórym z nas wystarczy krótki spacer, by znaleźć się w miejscu, gdzie będą wspominać tych, którzy odeszli. Inni będą musieli przejechać pół Polski, by przy miejscach pochówku swych bliskich się znaleźć. Niektórym towarzyszyć będzie pewna refleksja, zastanowienie nad życiem i jego sensem, nad śmiercią, niektórzy skupią się na pośpiesznych "objechaniu" wszystkich cmentarzy, na których spoczywają ich bliscy.


Być może właśnie to spowoduje, że jadąc w w tej zadumie, pośpiechu, rostargnieniu, w tym zamyśleniu popełnimy jakiś błąd.
Zrobimy jakiś manerw za szybko, za wolno, zapatrzymy się lub wyprzedzimy w niedozwolonym miejscu... Wtedy pozostanie po nas już tylko przydrożny krzyż, przypominający pozostałym jak kruche jest życie.

Memento mori

O tym, że śmierć jest bezlitosna, zaskakująca i nieprzekupna wiemy doskonale. Jak jednak nazwać tą, która przychodzi po nas w Święto Zmarłych? Ironiczna, złośliwa, gardząca naszymi rytuałami wspominania tych, których już zabrała.... Tak, jakby chciała jasno dać do zrozumienia nam wszystkim, że my też umrzemy, będziemy na miejscu tych którzych wspominamy. A stać może się to w każej chwili, nie ma żadnej taryfy ulgowej.

Może więc lepiej zastanowić się czy Polacy nie za bardzo własnie pogrążają się w zadumie. Bądź czy nie przemawia w nich zbyt mocno poczucie obowiązku odwiedzenia wszystkich grobów swojej rodziny jednego dnia doprowadzając do tego, że czasem zapominają na drodze o rozsądku. 

Uważajmy więc 1. listopada szczególnie na drogach, niezależnie od tego jak bardzo będzie nam się śpieszyć pomyślmy o tych, którzy odeszli, o tym jak łatwo czasem jest stracić życie i zdejmijmy nogę z gazu. 


A czym dla Was jest Dzień Wszystkich Świętych? Obowiązkiem czy dniem, w którym skupiamy swoje myśli na tych, którzy odeszli?

dodajdo.com

Spotykają się, zakochują, zaczynają planować wspólne życie. Przez kilka pierwszych miesięcy, a nawet lat rzeczywiście jest jak w bajce, a czasem już od początku coś szwankuje. W pewnym momencie ich wspólnego życia przychodzi do tej najtrudniejszej decyzji - pora się rozstać. 


Wiadomo, że rozwód bardzo silnie odbija się  na osobach najbardziej zainteresowanych, czyli tych właśnie rozwodzących się. Nie zapominajmy jednak o tym, że do związku, małżeństwa dwojga ludzi zaangażowana została ich rodzina, znajomi i przyjaciele. Przy rozwodzie zostaje zniszczony nie tylko więc związek tych dwojga ludzi, ale cała nić stworzonych przez nich znajomości, przyjaźni. 

Czy jest to czynnik, który powinien powstrzymać osoby rozwodzące się od podjęcia ostatecznej decyzji? 
Z pewnością nie, to oni musieliby żyć w związku, który im nie odpowiada, nie ich rodzina czy przyjaciele. Warto jednak zastanowić się głębiej na tym problemem, być może nawet spróbować wspólnie ze współmałżonkiem ustalić zasady, które sprawią, że nasze dotychczasowe przyjaźnie nie skończą się wraz z decyzją o rozwodzie. Nie jest to łatwe i wymaga dużej dojrzałości od byłych małżonków, chęci rozstania się w zgodzie i nie nagabywania na swoją stronę dotychczasowych wspólnych przyjaciół. 

Konieczna jest tutaj również odpowiednia postawa samych przyjaciół i rodziny, jeśli przyjaźń jest wieloletnia nie warto jej niszczyć przez wtrącanie się w rozwód swoich przyjaciół. Rozwód jest z pewnością ciężkim przeżyciem zarówno dla samych rozwodzących się, rzutuje też na ich otoczenie. 
Pewnie dlatego poza rozpadem małżeństwa dochodzi często do zerwania wielu przyjaźni czy znajomości. Nie tylko dla rozwodników jest to stres, ich otoczenie często nie wie jak odnaleźć się w tej sytuacji i często wynikają z tego niestety same problemy. 

Nie ulegajmy więc korcącej nas potrzebie opowiedzenia się za jedną ze stron, po prostu bądźmy przy naszych przyjaciołach i jeśli już mamy się do czegokolwiek wtrącać to najlepiej chyba zadbać, żeby z małżeństwa, które się rozpadło mogła narodzić się przyjaźń. 
Życie pokazuje, że w pewnych sytuacjach jest to możliwe. Wystarczy tylko chcieć.


dodajdo.com

Podziwiam współlokatorów...

...poważnie!

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest dzielić mieszkanie, pokój z obcymi osobami. 
Ja się zastanawiałam i zawsze, tak samo przyprawia mnie sama ta myśl o dziwne poczucie lęku i wręcz przerażenia(!). 
Jestem chyba zbyt egoistyczna by móc dostosować się do grupy obcych ludzi do tego stopnia, by dzielić z nimi mieszkanie czy nawet, o zgrozo, pokój. 
Z pewnością ma to swoje zalety, takie mieszkanie wspólne grupy studentów, jednakże ja jeszcze nie znalazłam takich z tych zalet, które przewyższały by wady.
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób z konieczności wybiera taki sposób wynajmu mieszkania, wystarczy zrozumieć to po przejrzeniu średnich cen za wynajem mieszkania w kilku miastach uniwersyteckich i wszystko staje się jasne. Dlatego też podziwiam tego rodzaju poświęcenie i umiejętność dostosowania się. 
Może i mnie kiedyś przyjdzie dojrzeć do tak dużej możliwości asymilacji z otoczeniem, ale na obecną chwilę wolę moją egoistyczną pozbawioną współlokatorów przestrzeń ;)

dodajdo.com

Świadome społeczeństwo trudniej kontrolować, czyli o wyższości Internetu jako źródla informacji


Prezydent Obama podobno obawia się, że blogi, prasa internetowa doprowadzą do dużego kryzysu, o ile nawet i nie do upadku tradycyjnej "papierowej" prasy.


Skąd jednak ten, według mnie, nieuzasadniony lęk przed tym? Nawet jeśli prasa papierowa miałaby stracić część czytelników na rzecz internetowych wydań gazet bądź też informacji publikowanych na blogach to tylko może przynieść dla Czytelników/Internautów większe korzyści. 


Ogrom informacji, jakie można znaleźć w Internecie, powszechność dostępu do nich sprawia, że każdy z czytelników może znaleźć odpowiadające jemu źródło informacji. Coraz powszechniejsze jest zjawisko ogromnej komercjalizacji dużych, czołowych informacyjnych portali w Polsce. I tutaj w ich miejsce, w odpowiedzi na zapotrzebowanie na rzetelny portal informacyjny pojawią się naprawdę godne polecenia witryny internetowe prezentujące niezależne komentarze publicystyczne czy informacje z kraju także na poziomie regionalnym.

Według mnie przyszłość jest właśnie w tego typu serwisach. Z pozoru wydawałoby się, że niszowych, ale tak naprawdę mających potencjał przyciągnąć prawdziwe grono stałych odwiedzających.
Dzięki dość już powszechnemu dostępowi do sieci internetowej zwiększyła się świadomość społeczeństwa - ludzie wymagają więcej, są bardziej krytyczni i poszukujący dobrych źródeł informacji, nie zadowalający się tylko prestiżem nazwy gazety.

Jestem pewna, że wielu z Was woli odwiedzać portale internetowe, z nastawieniem na te stosunkowo niedawno powstałe z grupą niezależnych dziennikarzy czy nawet samych Internautów tworzących portal i dostać ciekawe informacje, niż kupić jeden z dzienników z wybranymi już za nas "najważniejszymi" wiadomościami. 


Zaznaczę, że sama bardzo lubię mieć w dłoni prawdziwą, papierową książkę, gazetę, czasopismo. Problem polega jednak na tym, że o wiele większą korzyść daje mi szukanie informacji w internecie, znajdowanie wiadomości o wydarzeniach konkretnie dla mnie istotnych niż czytanie gazet papierowych z przesortowanymi już wiadomościami.

Obecnie najlepiej zainwestować w wydania elektroniczne najpopularniejszych dzienników i korzystać z serwisów informacyjnych tzw niszowych.
Powstanie wielu tematycznych serwisów doprowadza do tego, że społeczeństwo zdobywa za pomocą kilku kliknięć myszką specjalistyczną wiedzę niedostępną jeszcze kilka lat temu w tak łatwy i darmowy przede wszystkim sposób.
To z kolei sprawia, że stajemy się bardziej wyedukowani, zwiększa się nasza wiedza ogólna z często bardzo zamkniętych dziedzin życia. Wydedukowane społeczeństwo może podejmować rozważniejsze decyzje, wybierać mądrych polityków, nie być podatnym tak łatwo na slogany reklamowe czy polityczne. Wyedukowane społeczeństwo może za 5, 10, 15 lat samemu stworzyć ruch społeczne czy nawet polityczne które będą niosły ze sobą większe przesłanie i większy sens czy tylko zdobycie władzy i pieniędzy ze swoich egoistycznych pobudek. Wiemy więcej - możemy więcej. 


Czy jest więc czego się obawiać? Czy warto bać się wzrostu popularności wiadomości w Internecie i na blogach? Cóż, na pewno dużo ciężej mieć i sprawować kontrolę nad niezależnymi blogerami czy ogromną ilością serwisów internetowych niż na kilkudziesięcioma czołowymi wydaniami prasowymi... I tu pytanie - komu właśnie na tym zależy, kto ma interes w posiadaniu tej kontroli i czy nie jest to interes sprzeczny z interesami obywateli. Odpowiedź nasuwa się sama, czyż nie?
Korzystajmy więc z tego dobrodziejstwa Internetu i sięgajmy po niezależne opinie, informacje, komentarze.

dodajdo.com

Gimnazjum hit czy kit? Chyba gorzej być nie mogło...

Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości i zastanawia się nad słusznością powołania w słynnej reformie szkolnictwa gimnazjów polecam "Galerianki". Tam w pigułce widzimy do czego prowadzi wysyłanie dzieciaków do nowej szkoły, w której to rzekomo są oni już dorośli. Jest nawet w tym filmie zdanie, w którym Milenia zwraca się do swojej koleżanki mniej więcej słowami "Ubierz się jakoś (w domyśle bardziej wyzywająco), nie jesteś już w podstawówce"... No tak, gimnazjaliści są przecież już tacy dorośli, nie są już w podstawówce więc w domyśle można im więcej, a może nawet i wypada, żeby robili więcej?


Stworzenie gimnazjów doprowadziło do wprowadzenia podziału nastolatków, którzy zamiast swoje wybuchy buntu i manifestowania dojrzałości manifestować w liceum zaczynają robić to właśnie w gimnazjach. 
W końcu skończyli już podstawówkę i nie są już dziećmi! Czyż nie? Dlaczego nikt nie pomyślał o tym psychologicznym aspekcie, gdy wpadł na świetny pomysł stworzenia gimnazjów? Gimnazjalistom wręcz jeszcze ciągle powtarza się frazę "nie jesteście już w podstawówce, zachowujcie się". 
Więc tak oto nasi gimnazjaliści zapamiętują sobie to bardzo dobrze - nie jesteśmy już w podstawówce, nie jesteśmy dziećmi możemy więcej. 

Co do samego programu nauczania na czym właściwie ma polegać dobro gimnazjów? 
Pierwsza klasa to powtarzanie podstawówki, w drugiej coś tam zaczynają robić nowego, a w trzeciej powtarzają materiał do egzaminu, czyli de facto znowu powtarzają podstawówkę i jeden roczek z gimnazjów. Jednym słowem 3 lata w plecy, 3 lata, w trakcie których Ci młodzi ludzie mogli spokojnie w podstawówce dalej zdobywać wiedzę, z tymi samymi nauczycielami i tymi samymi kolegami z klasy, wyrabiać swoje własne zdanie, poznawać nauczycieli, możne nawet znaleźć jakiegoś zaufanego, do którego będzie się potem przychodzić w odwiedziny nawet po studiach. 
Tak mogło być, jednak chęć stworzenia czegoś innego, lepszego, nowszego była silniejsza. Szkoda, bo nie sądziłam, że stać nas, jako naród na zabieranie naszej młodzieży tylu lat ich dojrzewania, w których zdobyć mogą najwięcej wiedzy. 
Gdyby zależało to ode mnie wprowadziła bym stary system 8+4. Nawet nauczyciele akademicy wypowiadają się, że z większą wiedzą przychodziła do nich, na studia, młodzież po tamtym systemie. 
Niestety pewnie coś w tym jest...

dodajdo.com

Być może jest to stereotypowe podejscie, być może generalizuję, ale chyba nigdy nikt mnie nie przekona do wyższosci prywatnych uczelni nad państowymi. Z pewnoscia duży wpływ na taką moją ocenę mają osoby reprezentujące przeciętnego studenta uczelni prywatnej, którzy niestety na uczelni państwowej nie poradziłby sobie już na pierwszym roku.


Przykro mi, że muszę to pisać jednak wiele moich znajomych, czy to ze szkoły czy dzieci moich rodziców poszły na uczelni prywatne, bo zwyczajnie chcieli mieć łatwiej, bezstresowo i z naciskiem na "płacę-wymagam". Uczelnie państwowe może i nie mają najlepszych budynków czy najlepiej wyposażonych pracowni, ale przynajmniej można mieć większą pewnosć, że dyplom takiej uczelni jest za umiejętnosci, a nie za płacone co miesiąc czesne.

Owszem, wydaję bardzo ostry osąd uczelniom prywatnym, pewnie też jest to stawianie w niekorzystnym świetle studentów takiej własnie uczelni, ale jest to zwyczajnie spowodowane moimi dotychczasowymi doświadczeniami. Trudno mieć dobre zdanie o uczelni, na której studiuje i na której całkiem dobrze idzie osobie o naprawdę średnim poziomie inteligencji, marnym zaparciu ale za to z ogromnym lenistwem. Niestety tacy są studenci studiów prywatnych, których ja znam lepiej lub gorzej. Być może nie jest to grupa reprezentatywna. Na studiach państwowych również oczywiście zdarzają się leserzy i to w dużych ilościach, ale są oni prędzej czy później w procesie studiów eliminowani przez nie dające się nagiąć procedury uczelni państwowych. 

Jak ocenić fakt, że wiele osób rezygnując ze studiów na państwowych uczelniach idzie następnie na prywatne studia i świetnie mu się tak wiedzie? Tak dobrze na niego wpływa wyremontowany budynek uczelni, że wiedza sama wchodzi mu do głowy? Nie, zwyczajnie jest łatwiej. Zwyczajnie te studia przypominają bardziej szkołę średnią niż studia.

Uczelnie prywatne jawią mi się jako maszyny produkujące magistrów. Miejsce, w którym student jest najważniejszy, bo z niego własnie żyje uczelnia, a najważniejszy nie jest pod kątem zapewnienia mu jak najwyższego poziomu wiedzy, ale pod kątem zatrzymania go na uczelni jak najdłużej.

Uczelnie prywatne sprawiły, że drastycznie obniżył się poziom tzw. elit intelektualnych. 20 lat temu zdobycie tytułu magistra coś znaczyło, teraz magistra się po prostu "robi", jest to jak wyrobienie prawa jazdy. Teraz każdy może mieć magistra, wystarczy by wybrał własnie uczelnię prywatną i z pewnoscią skończy studia i swój uprawniony papierek dostanie.
Tylko co to za magistrzy...?

dodajdo.com

Pieniądze szczęscia nie dają?

40 milionów do wzięcia...
We wtorkowym losowaniu Dużego Lotka kumulacja wynosi 40 mln złotych. Co zrobilibyście, gdyby jakaś część wygranej przypadła w udziale Wam? Powiedzielibyście o tym swojej rodzinie i znajomym? Czy nadmiar pieniędzy może być szkodliwy? Może lepiej nie obnosić się z bogactwem, by nie znaleźć się na celowniku przestępców, oszustów i zawistnych sąsiadów?



Co byscie zrobili z tak ogromną sumą pieniędzy? Jest to wystarczająco wiele, by spełnić wszystkie swoje marzenie, zapewnić godne życie swojej rodzinie na kilka pokoleń w przód i przestać żyć do pierwszego. 
Niestety tak ogromna suma pieniędzy, która zrobi z nas z dnia na dzień milionerami może też wywołać mniej pożądane przez nas skutki. 


Pieniądze są bardzo silnym wabikiem, który sprawia, że często ciężko nam odróżnić kto jest z nami i przy nas dla nas samych, a kto dla pieniędzy. Czy nie grozi takiemu już do końca życia poczucie samotnosci i opuszczenia? Jak rozpoznamy co jest uczuciem do nas, niezależnie czy miłosci, przyjaźni czy szacunku a co zapatrzeniem w stan naszego konta? 


Znając realia polskiej rzeczywistosci totolotkowy milioner nie spotkałby się z radoscią z jego szczescia wsród sąsiadów czy mało lubianej rodziny, na pewno natomiast nie ominęła by go zazdrosć, zawisć i obgadywanie za plecami. 


Możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak niewiarygodnie pasjonujące. Kwota 40 mln z pewnością wystarczyłaby na spełnienie każdego marzenia. Być może zabrzmi to śmiesznie i fałszywie jednak chyba większą satysfakcję można czuć, gdy osiągamy dany cel, spełniamy marzenie swoją własną pracą. Z pewnością według wielu będzie to niesprawiedliwy osąd, zdaje sobie sprawę, że ogromnych różnic poziomów zamożności w naszym społeczeństwie - od skrajnej biedoty do obrzydliwego bogactwa. Jednakże tak łatwe pieniądze, jak z wygranej w lotku powinny chyba być spożytkowane na jaki większy, ważniejszy od naszych egoistycznych pragnień cel. Nie mówię o całkowitej, stuprocentowej postawie samarytanina - nie pozostawieniu dla siebie samego niczego i przysłowiowe klepania starej biedy


Co ja zrobiłabym z taką wygraną? Pieniądze wolę sama zarabiać niż dostawać, czuję wtedy większą swobodę dysponowania nimi, z pasją obmyślam dalsze plany, które zapewnią mi nie tylko rozwój osobisty, ale i przynoszą wymierne finansowe korzyści. 
Co więc miałabym począć z taką kwotą? Roztrwonić na przyjemnosci?


Gdy byłam dorastającą dziewczynką wraz z moją koleżanką rozmawiałysmy o naszych przyszłych planach i obie chciałysmy móc, gdy już będziemy dorosłe, prowadzić schronisko dla zwierząt. Krzywda szczególnie psów bardzo nas dotykała i nasze wspólne rozmowy o prowadzeniu schroniska zawsze były bardzo żywiołowe. Po latach, gdy już stałysmy się dorosłe nawet nie mamy już ze sobą kontaktu, a plany zderzyły się z brutalną rzeczywistością. Pozostało mi tylko dotowanie schronisk czy organizacji działających przeciwko przemocy w stosunku do zwierząt. 
Gdyby pojawiła się więc u na moim koncie taka wygrana...hm...stworzyłam był schronisko, albo lepiej luksusowe miejsce przebywania zwierząt niechcianych. Suma kiludziesięciu milionów mogłaby zapewnić wspaniałe warunki tym zwierzętom do końca ich dni, bez koniecznosci usypiania tych, na które nie starcza pieniędzy na wyżywienie czy leczenie. 
Raj dla opuszczonych, maltretowanych i niechcianych czworonogów. 


Szkoda, że to tylko hipotetyczne rozważanie. 
A co Ty zrobiłabyś/zrobiłbyś z 40 milionami złotych?

dodajdo.com

I oczywiscie z Sosnowca to stare mięso....

Konserwy sprzed ćwierćwiecza

Reporterzy TVN Uwaga! trafili na ślad konserwowej afery. 200 ton wyprodukowanego przed 25 laty w Szwecji mięsa w puszkach niezdatnego dla ludzi trafiło na stoły Polaków. Czy polskie firmy świadomie je sprzedające powinny zostać ukarane? Czy chęć zysku coraz częściej przeważa nad troską o dobro konsumenta? Czy grozi nam fala zatruć?



Dlaczego gdy mowa już w telewizji o Zagłębiu, a już w szczególnosci o Sosnowcu nigdy nie jest to ton pochwalny?
Pewnie wielu zna co najmniej kilka możliwych odpowiedzi na to pytanie. Nie zmienia to jednak faktu, że strasznie mnie, jako mieszkance Zagłębia własnie, wstyd że takie przekręty od "nas" wychodzą.


Afera nieprawdopodobna i niewiarygodna, jeszcze bardziej nieprawdopodobne jak dziennikarze TVN trafiają na takie tropy. Można się jedynie cieszyć, że dziedzina śledztwa dziennikarskiego na tyle się rozwija w Polsce, że mają ci dziennikarze warunki ku temu, by takie przekręty były ujawniane. 


Co do samego mięsa...Ludzie zrobią wszystko by tylko zarobić i szybko się dorobić. Niestety po drodze nie zważają ani na zasady moralne ani też nie mają żadnych sentymentów. Przeraża ten brak brania odpowiedzialnosci za swoje czyny, szczególnie gdy słyszy się od sprzedającego jak to chętnie przedszkola brały to własnie mięso. 


Widocznie na drodze do szybkiego zarobku nic pewnym osobom nie stanie na drodze. No, chyba że dziennikarze wykryją aferę, jaka się przy okazji takiego podłego działania wyklaruje. Mam nadzieję, że teraz już na dobre na drodze tych ludzi stanie prokurator i nie będą mieli już więcej szans na próby szybkiego wzbogacenia się. 
Szkoda jedynie, że nawet w małopolskim sanepidzie można znaleźć sobie dojścia, bo czy ktokolwiek wierzy w to, że Pani wystawiająca poświadczenie z sanepidu przeoczyła datę produkcji sprzed 25 lat...?


Teraz przyjdzie nam tylko zastnawiać się ile posiłków z takiego leciwego mięsa mielismy okazję zjesć i ile z nich zostało zaserwowane naszym dzieciom...

dodajdo.com

Co można artyscie? Nakłaniać do zbrodni...?

Wiecie, co z nim zrobić!...krzyczał do publiczności raper Peja, kiedy 15-letni uczestnik koncertu pokazał mu środkowy palec - rozwścieczeni fani pobili chłopaka, ochrona zareagowała dopiero po chwili. Raper krzyczał: "Wszystko na mój koszt" i rzucał obelgami. Czy tak powinien zachowywać się artysta estradowy? A może Peja tylko wulgarnie zareagował na prowokację, ale sytuacja wymknęła się spod kontroli?


Nie potrafię jakos wyobrazić sobie sytuacji, by swiadoma swych słów, dorosła osoba mogła nakłaniać do, jakby nie było, linczu na 15latku z tak błachego powodu jak pokazanie srodkowego palca.
Chyba, że jest to osoba nie zrównoważona.

Czy Peja jest aż tak bardzo przewrażliwionym na swoim punkcie i zakompleksionym człowiekiem, by nie zważając na konskwencje swych słów patrzeć jak tłum podąża za jego rozkazem? Czy wtedy Peja czuł dumę i radość, bo "gówniarzowi się dostało"?

A gdyby ten "gówniarz" własnie został pobity śmiertelnie? Ciekawe co wtedy krzyczałby Peja, gdyby musiał odpowiadać za nakłanianie do popełnienia przestępstwa...

Artyści powinni brać szczególną odpowiedzialność za swoje słowa i swoje czyny. Wydając bowiem płyty, promując je w ramach tras koncertowych zarabiają oni na odbiorach, którzy są jednocześnie, nierzadko, ślepo wpatrzonymi w niego fanami. To zapatrzenie często powoduje, że fan będzie chciał jak najbardziej upodobnić się do swego idola, będzie wyznawał jego poglądy, a gdy już będzie miał możliwość spełnić jego życzenie na pewno się nie zawaha!
Szczególnie w przypadku Peji - grupa jego fanów jest w pewnoscią dosc poważnie w niego zapatrzona i komentarze ze sceny ich idola odnosnie "zajęcia się" nieszczęsnym 15latkiem nie mogły wywołać innej niż własnie ta haniebna, znana nam, reakcja publiki...

Nie sądzę, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Peja dokładnie wyraził swoje życzenia i wiedział, jaki efekt chciał osiągnąć. Przeraża mnie tylko ten brak wyobraźni i przewidywalnosci konsekwensji swoich słów.
Czy nie można, będą już osobą publiczną, artystą, pohamować się chociaż na tyle, by nie prowokować tłumu do linczu?
Widocznie własne ego jest ważniejsze...


dodajdo.com

Żałoba narodowa z poslizgiem...

Od dzisiaj, za przyzwoleniem głowy państwa, możemy oddać się zadumie na śmiercią górników z kopalni Wujek-Śląsk. Dopiero od dzisiaj. W weekend mieliśmy spokojnie korzystać z uroków ostatnich wakacyjnych imprez...
Słyszałam wypowiedź prezydenta na ten temat, uzasadniającego, że 20 sierpnia, czyli dzień po tragedii żałoba nie może zostać wprowadzona, ponieważ jest to ostatni dzień lata i jest zbyt dużo imprez, których i tak nie można by odwołać.


Ciekawe podejscie do tematu. Możemy więc wybawić się w ten ostatni dzień lata, mamy przyzwolenie głowy państwa, by potem już w powadze dnia poszedniego  poswięcić się zadumie nad tymi, którzy zginęli tragicznie.
Pytanie teraz czy taka przesuwana żałoba ma sens? W momencie, gdy sam prezydent nawet bawi się na dożynkach dzień, dwa dni po smierci górników, jaką ma wartosć późniejsza zaduma na smiercią tych ludzi.


Jesli już decydujemy się na ustanawianie żałoby narodowej to bądźmy konsekwenti i wprowadźmy ją od momentu, gdy rodziny zmarłych górników rozpaczają po ich smierci. Nie wprowadzajmy okresów przejsciowych do wprowadzenia żałoby, jak vacatio legis dla ustawy, tylko dlatego, że nie za bardzo odpowiada nam termin. Cierpienie rodzin ofiar tragedii z kopalni Wujek-Sląsk nie jest przecież zatrzymane przez te dwa dni. Czyż nie jest to zwyczajna obłuda?


A może Prezydent już za bardzo skupił się na kampanii prezydenckiej i odwołanie imprez oznaczałoby własnie niemożność pojawienia się prezydenta na dożynkach, na które został zaproszony?


Pytanie pozostaje takie samo - po co ustanawiać żałobę narodową przesuniętą w czasie? W samej Rudzie Sląskiej, gdzie tragedia miała miejsce od razu została wprowadzona żałoba, a na większosci imprez została pamieć górników uchonorowana minutą ciszy.


Czy takie ludzkie odruchy współczucia i pamięci nie znaczą więcej niż odgórnie wprowadzona żałoba narodowa, na dodatek z przesunięciem w czasie?

dodajdo.com

Podsumowanie debaty w serwisie interia360.pl

Zapraszam do zapoznania się z napisanym przeze mnie tekstem podsumowującym naszą gorącą ostatnią debatę "Miłosć sprzed lat"

http://interia360.pl/on-i-ona/artykul/wrocilbys-do-swojej-szkolnej-milosci,25971

dodajdo.com

Wybaczyłbys partnerowi zauroczenie szkolną miłoscią?

Przeglądając komentarze poprzedniego postu Czy wróciłbys do swojej szkolnej milosci? zastanowiła mnie wypowiedz osoby, która cieszyła się, że jej mąż "wyzdrowiał z głupoty" i zaprzestał spotykania się ze swoją dawną miłoscią.

Wnioskować można, że Pani ta przyjęła więc swojego męża z otwartymi ramionami i teraz traktuje tą, jakby nie było zdradę, jak nie warty zwracania uwagi indycent.

Czy rzeczywiscie jest tak łatwo rzucić w niepamięć zawahanie drugiej osoby nad naszym związkiem i żyć dalej jakby nic się nie stało?
Być może powoduje to fakt, że sama Pani ma sentyment do dawnej, pierwszej miłosci i zdaje sobie sprawę jaką moc przyciągania ma to dawne uczucie. Uczucie, które zawsze będzie w nas istniało, niezależnie od powodzenia obecnego związku.

Zastanawiające jest, że wiele z nas skoki w bok partnera do dawnych miłosci traktuje nieco z przymrużeniem oka, jak własnie szczęnięcą miłość, z której i tak nic poważnego nie wyniknie.

Czy jest to jednak słuszne bagatelizowanie? Jeżeli partner odważył się na porzucenie obecnej stabilizacji dla niepewności dawnego zauroczenia może nie powinnyśmy tak łatwo przyjmować go z powrotem pod swoją opiekę, ale zastanowić się nad sensem naszego dalszego wspólnego życia?

dodajdo.com

Wróciłbys do swojej szkolnej miłosci?

"Miłość sprzed lat

Mają rodziny, dzieci. Pewnego dnia logują się na naszą-klasę lub inny portal społecznościowy i zaczyna się... Odnajdują profile swoich miłości sprzed lat i nie zważając na swoich aktualnych partnerów, rzucają się w wir flirtów i romansów. Dlaczego tak wielu ludzi, mając ustabilizowane życie daje się ponieść namiętnościom przeżywanym na serwisach społecznościowych?"





Jak to się dzieje, że za sprawą kilku kliknięć myszką możemy totalnie odmienić swoje życie, zniszczyć małżeństwo i rozbić rodzinę? Czy to wina serwisów społecznościowych czy po prostu psychiki człowieka. 
Co kojarzy nam się z miłością ze szkolnych czasów? Na pewno błogie poczucie spokoju - nie było żadnych poważnych obowiązków, większych problemów, rachunków do zapłacenia i czasu biegnącego w szaleńczym tempie. 


Było tylko zakochanie, dwoje ludzi wpatrzonych w siebie niezależnie od miejsca, sytuacji. I to najważniejsze co dla nich było to tylko być razem. 
Czy łatwo potem powtórzyć takie zakochanie, takie beztroskie uczucie szczęścia tylko dlatego, że jest przy nas kochana osoba? 


Po latach, po studiach pojawiają się poważniejsze tematy - kariera, pieniądze, utrzymanie rodziny, dzieci. Przy takich obowiązkach uczucia ostygają, miłość może już nie wydawać się taka szalona i piękna jak kiedyś. 
I wtedy logujemy się na NK lub inny portal, odnajdujemy swoją szkolną drugą połówkę i zaczynają odżywać wspomnienia. Odradza się w nas nie miłość, lecz wspomnienie spokoju, bezpieczeństwa, beztroskiego zakochania bez problemów. 


Niestety takie historie miały miejsce nawet i wtedy, gdy jeszcze serwisów społecznościowych nie było. Przypadkowe spotkanie po latach albo zjazd klasowy, a na nim ONA lub ON. Teraz sprawa jest o wiele łatwiejsza - znaleźć swoją dawną miłość nie jest trudno, można nawet obejrzeć zdjęcia by upewnić się co zostało z dawnego uroku ukochanej. 
Pytanie tylko czy warto ryzykować zbudowanych na trwałych podstawach związek dla zafascynowania przeszłością? 

dodajdo.com

Olga Tokarczuk 'Bieguni' - Cytaty

Wyjątkowa książka Olgi Tokarczuk "Bieguni" skrywa w sobie zaskakujące przemyślenia. Zapraszam do przeczytania wybranych przeze mnie cytatów z książki. 


"Chciałabym wyjść, ale nie mam dokąd. 
Tylko moja obecność nabiera wyraźnych konturów,  które drżą, falują, i to boli.W jednej chwili odkrywam prawdę : nic już się nie da zrobić - jestem."


"Kiedy wyruszam w podróż znikam z map. Nikt nie wie, gdzie jestem. W punkcie, z którego wyruszyłam czy w punkcie, do którego dążę? Czy istnieje jakieś pomiędzy
Czy obowiązuje mnie to samo prawo, z którego dumna jest fizyka kwantowa - że cząstka może istnieć jednoczenie w dwóch miejscach? Czy inne, o którym jeszcze nie wiemy i którego nie udowodniono - że można podwójnie nie istnieć w jednym i tym samym miejscu?"


"Świata jest za dużo. Należałoby go raczej zmniejszać, a nie powiększać. Należałoby go zatrzasnąć w małej puszcze i pozwolić nam tam zaglądać tylko w soboty po południu, gdy codzienne prace zostały już wykonane, gdy czysta bielizna już przygotowana, a koszule prężą się na oparciach krzeseł, gdy wyszorowano podłogi, a na parapecie studzi się drożdżowy placek z kruszonką. Zaglądać doń przez dziurkę, jak do fotoplastikonu, dziwić się każdemu jego szczegółowi. Niestety jest już chyba za późno. "


"Mieszkanie nie zrozumie, co się stało. Mieszkanie myśli, że właściciel umarł. Odkąd zatrzasnęły się drzwi i klucz zazgrzytał w zamku, wszystkie dźwięki dochodzą tu przytłumione, pozbawione cieni i krawędzi"


"Nie czytała, nie słuchała muzyki, ręce splotła na brzuchu i patrzyła ponad siebie. Spodobało mi się, że jest taka spokojna, całkowicie oddana czekaniu. (...) Żeby ją zagadnąć bąknęłam coś, że szkoda lasu na podłogę lotniska. Odpowiedziała: - Podobno przy budowie lotniska trzeba poświecić jakaś żywą istotę. Żeby nie dochodziło do katastrof."


"Prawdziwy Bóg jest zwierzęciem. Jest w zwierzętach, tak blisko, że aż go nie dostrzegamy. Codziennie się za nas poświęca, wielokrotnie umiera, karmi nas swoim ciałem, odziewa w swoją skórę, pozwala na sobie testować lekarstwa, żebyśmy mogli żyć dłużej i lepiej. Tak okazuje nam przywiązanie, obdarza nas przyjaźnią i miłością"

dodajdo.com

Złote chłopaki - duma i radosć kibiców...do pierwszej porażki.

"Nasi" chłopcy wygrali. Dziwnie przeprawa mnie to większym przerażeniem niż radością. Po porażkach polskich piłkarzy jakie mieliśmy okazje całkiem niedawno oglądać wygrane siatkarzy są dla nas wspaniałym pocieszeniem i z pewnością przynoszą wiele radości. 
Na jak długo jednak?


Polska jest wyjątkowo niewdzięcznym krajem, każdy sukces sprawia, że można tylko czekać fali oszczerstw i pretensji, jakie się pojawią przy najmniejszym potknięciu i chociażby jednej porażce.


Warto się więc starać i czekać kiedy kibicie skandujący z radością nasze imiona zaczną obrzucać nas błotem? Na pewno warto - dla tych chłopaków jest to przecież całe ich życie, tysiące godzin na sali treningowej, niezliczone kontuzje, ciężkie do przełknięcia porażki. 
Warto doczekać w końcu chwili, gdy nas wysiłek zostanie nagrodzony złotem zawieszonym na szyi i wdzięcznoscią kibiców.

Szkoda tylko, że nie potrafimy trwać przy tych, których obrzucamy kwiatami, szkoda że w tak wspaniałym wydarzeniu myśl, która przyszła mi do głowy to własnie szkoda tych chłopaków. 
O wiele łatwiej w naszej Polsce skupiamy się na porażkach, analizujemy je, komentujemy, nie możemy ich darować przegranym. 
O zwycięstwie będziemy pamiętać co najwyżej kilka dni, a niejeden z nas powie że to zwykle szczęście...

dodajdo.com

Nowy kanon lektur - witamy w plastikowym świecie !

Doskonale zdaję sobie sprawę, że czytanie lektur nie zawsze jest dla wszystkich przyjemnoscią, a często nawet najwięksi zapaleńcy nie są w stanie z radością przebrnąć przez niektóre pozycje. 
Czy jednak jest to powód, aby zamieniać Granicę  na Zmierzch na przykład?


Na pewno jest to łatwiejsze rozwiązanie - młodzież lubi czytać książki, które są na czasie, pewnie poprawiła by się statystyka ilości przeczytanych lektur. Co jednak nam przyjdzie z młodzieży, której lekturami były pozycje z literatury współczesnej, bo nowoczesne, fajne, bo dzieciaki chcą je czytać, a podstawowy kanon, podstawowa klasyka literatury nie będzie im zupełnie znana, bo wieje nudą i ogólnie to do niczego


Czy nie wyrośnie nam pokolenie przesiąknięte popkulturą do reszty? Kanon lektur nakłada na uczniów obowiązek zapoznania się z pewnymi klasycznymi pozycjami. Nawet jeśli nie wszyscy je przeczytają to chociaż będą musieli przejść przez bryka czy słuchać na lekcjach omawiania przez nauczycieli danej lektury - tak czy inaczej zawsze jakieś pojęcie o danej lekturze będą mieli, coś zawsze zostanie im w pamięci. 


Gdy usuniemy z listy niewygodne lektury zaczynamy wchodzić na prostą drogę do wychowania pustego, nie mającego podstawowego pojęcia o klasyce literatury społeczeństwa. 
Weźmy pod uwagę, że pozycje z kanonu lektury to nie tylko zwykłe powieści, ale dzieła, w ogromną rolę odgrywają historyczne wydarzenia naszego kraju, ukazany jest przekrój kultury, obyczajów, wydarzeń politycznych które miały tak ogromne znaczenie dla Polaków. 


Dlaczego teraz mielibyśmy ściągać niewygodne dla uczniów lektury z ich barków tylko dlatego, że im się nie chcę. Czyż nie jest tak, że niejednokrotnie wielu z nas nie raz się nie chciało? A dzisiaj czerpiemy wiedzę z przeczytanych pozycji, mamy wyrobione pewne pojęcie o literaturze, które pozwala nam ocenić nawet i współczesną literaturę. Co więcej pozwala nam to ocenić pozycję z obecnego kanonu lektur i mieć na ich temat własne zdanie, jakie zdanie na temat tego kanonu będzie miała młodzież której lekturą będzie Zmierzch?? 
Jak można więc oceniać współczesnosć bez znajomości podstaw - bez znajomości klasyki literatury? 


Według mnie ktoś chcę poważnie skrzywdzić polską młodzież i zabrać jej status jednej z najlepiej obeznanej z zakresu wiedzy ogólnej młodzieży na świecie. 


Wychowamy na tych nowym kanonie pokolenie pozbawione podstawowego wyobrażenia o literaturze, przesiąknięte popkulturą, która już i tak napiera na nich z każdej strony. 
Kanon lektur mógłby pozostać chociaż jedyną ostoją normalności i podstawowych zasad w tym plastikowym świecie. 

dodajdo.com

Pełnowartosciowe darmowe ebooki

Nie znalazłam dotychczas tej promocyjnej aukcji i niestety chyba już tylko 2 pozycje można zupełnie za darmo ściągnąć, przeczytać i nie płacić za nie.



Chętnych zapraszam do odwiedzenia, zaznaczam, że pobiera się darmową pełną wersję e booka.

Jak przyciągnąć wymarzonego partnera?

Bliżej sukcesu

dodajdo.com

Koniec marzeń, koniec snów...Leo why?

"...polska reprezentacja piłkarska żegna się z Afryką. Leo Beenhakker żegna się z reprezentacją. Co pozostawił po sobie? Spaloną ziemię czy solidny fundament? Kto powinien zostać jego następcą? Jak powinien zmienić oblicze reprezentacji?"

Wczorajszy mecz Polski ze Słowenią był rzeczywiscie jednym z gorszych, jakie miałam okazję widzieć i pewnie wszyscy podzielają tą opinię.

Kto jest za to odpowiedzialny? Odpowiedź nie może być tak jednoznaczna, jak wczorajsza postawa Prezesa Lato - to nie tylko trener powinien być brany "na dywanik" i nie tylko na niego ta odpowiedzialnosć spada.
Owszem, sam Leo przyznał, że jako trener musi odpowiadać za poczynania drużyny i poczuwa się do tej odpowiedzialności. Jednak czego możemy oczekiwać od polskiego footballu skoro ciężko jest mówić o jakiejkolwiek drużynie.

Miałam okazję kilka razy być na meczach polskiej reprezentacji, w tym na niedawnym meczu z Irlandią, co lepsze oglądałam mecz z sektora dziennikarskiego i uwierzcie mi - oglądanie meczu z możliwością zobaczenia reakcji dziennikarzy sportowych na poczynania naszych chłopaków to zupełnie inne doswiadczenie niż oglądanie przed telewizorem z komentatorem, który musi. jakby nie było, pilnować się co mówi.

Dziennikarze sportowi zawiedzeni byli każdą akcją, nie tylko nieudaną próbą strzelenia bramki czy nie udaremnieniem nam strzelonych bramek - oni byli zawiedzeni nawet tym, jak nasi piłkarze nieudolnie podają sobie piłkę. I trzeba tu przyznać rację - nie tylko same akcje próby strzelenia bramki były nieudane, ale nawet i próby pogrania piłką kończyły się zwyczajnie na odebraniu nam jej.

Co widziałam ja, niewielkie mająca pojęcie tak naprawdę o grze w football kobieta? Grupę chłopaków, którzy nie wiedzą co mają robić - nie wiedzą do kogo mają podać, gdzie mają biec, jak ustawić strategię. Grupę chłopaków, którzy męczą się sami ze sobą i mimo, że starają się, niewiele im z tego wychodzi, bo zwyczajnie nie ma między nimi żadnego zgrania.
Teraz pojawia się pytanie - czy jest to wina trenera? Moim zdaniem winę ponosi cały związek PZPN, piłkarze oraz trener. Ostatni z wymienionych był już tak zmęczony po niedawnych meczach pytaniami dziennikarzy, że ciężko było nawet i od niego dowiedzieć się czy i co jest nie tak w naszej drużynie.
Mamy problem - nie mamy tej drużyny. Zamiast drużyny jest grupa ludzi grających ze sobą od przypadku do przypadku, a w tym wszystkim był trener, który chyba już sam do końca nie wiedział ani co trzeba poprawić by było lepiej, ani nawet jak to zrobić.

Kolejnym problemem są całe piłkarskie władze PZPN - co to za metoda oznajmiania najpierw kamera, że zakańcza się pracę z trenerem? Jaką to wystawia ocenę PZPN-owi? Niestety nie najlepszą i to może tylko sugerować, że nawet po zmianie trenera lepiej nie będzie. Trzeba by zmienić całą kadrę zarządzającą, by wreszcie pojawiło się zgranie w drużynie i wzajemny szacunek w całym związku PZPN.

dodajdo.com


„Mam 32 lata. W styczniu dowiedziałem się, że jestem w ciąży. Oto mój dziennik.
Dziennik ciężarowca to bezpretensjonalny, zabawny i ogromnie sympatyczny zapis przeżyć trzydziestolatka, który ma zostać ojcem. A ponieważ ciąża dawno już przestała być sprawą wyłącznie kobiecą, nowoczesny tata towarzyszy swojemu dziecku i jego mamie od samego początku: od niebieskiej kreski na teście ciążowym, pierwszego USG, pierwszych życzeń na Dzień Dziecka składanych brzuchowi. Nowa sytuacja to oczywiście nowe problemy: Ile powinien przytyć facet w ciąży? Jak wygrać w męskim konkursie wiedzy o laktacji?
Kto powinien chodzić do szkoły rodzenia? Okazuje się, że niełatwo odnaleźć się w nowej roli, nie stracić głowy w gąszczu medycznych zaleceń, dobrych rad i w gmatwaninie nieoswojonych jeszcze uczuć żony i własnych. Publikowane w Internecie oraz na łamach „Wysokich Obcasów” kolejne odcinki Dziennika ciężarowca cieszyły się ogromnym powodzeniem czytelniczek i czytelników, którzy znajdowali w nich jedyne w swoim rodzaju świadectwo męskiego dojrzewania do partnerstwa, odpowiedzialności i do całkiem nowej miłości.

"Dzień szesnasty 

Dziś wielki dzień - pierwsze USG. Kaśka od rana ma mdłości.

- Nic mi nie smakuje. Na nic nie mam ochoty - marudzi i zjada kaszę.

Wychodzę do pracy. Umówieni jesteśmy tak, że ona idzie do lekarza i czeka na USG. Jak będzie wiedziała, kiedy wchodzi, to wysyła do mnie SMS-a i przyjeżdżam.

Telefon wsadziłem do kieszeni portek, żeby nie przegapić, gdy zacznie wibrować, i poszedłem do pracy. Koło 15 dzwoni telefon.

- Byłam. Widziałam - obwieszcza Kaśka.

- I co? I co? - pytam, trochę mi smutno, że mnie nie uprzedziła.

- Twoje dziecko ma pięć milimetrów. I serce mu już bije - opowiada Kaśka. A potem dodaje, że się nie popłakała, to znaczy nie w gabinecie, ale dopiero jak wyszła.

- Mały jak groszek - mówi koleżanka z pracy, która widocznie podsłuchała.

- Groszek! Jaki groszek? - myślę. Żaden groszek, tylko mój syn albo córka. Raczej córka, bo jakby był syn, to widać by było siurka.

- Jakiego siurka? On jest mały jak groszek! - mówi Kaśka, gdy wracam do domu.

- U nas w rodzinie takie są proporcje. Jak groszek ma pięć milimetrów, to siurek powinien mieć trzy - mówię i uśmiecham się szeroko. Kaśka pokazuje mi zdjęcie z USG: szare tło, w środku biała nieregularna plama, a w tej plamie, tuż przy ściance, czarna kropka oznaczona dwoma krzyżykami.

- To twoje dziecko - mówi Kaśka i wskazuje kropkę między krzyżykami."

Dzień trzydziesty drugi 

Jedziemy po meble. Za kilka dni zmieniamy mieszkanie i musimy sobie parę rzeczy kupić. Przede wszystkim łóżko. Ma być ogromne. Znajoma nam powiedziała, że jak się urodzi dziecko, to przez jakiś czas na pewno będzie z nami spało. I ponoć takie dziecko zajmuje mnóstwo miejsca.

Rozkłada się i tyle. I nijak go nie ściśniesz. Dziecko jest jak jamnik, i tak postawi na swoim.

No to wybieramy największe. 180 na 200 centymetrów. Testujemy materac. W porządku. Twardy i ogromny. Dzwoni telefon.

- Co robisz? - pyta kolega, któremu niedawno urodził się synek.

- Kupuję łóżko - mówię.

- To kup sobie duże i korzystaj, póki możesz - on na to.

- Jak to? - pytam, bo nie wiem, o co chodzi.

- Bo już niedługo z seksu nici.

- Chyba żartujesz? - mówię i dodaję, że tak seksownie to Kaśka jeszcze nie wyglądała. Nabrała trochę ciała, trochę się zaokrągliła i wygląda jak jakaś rzeźba grecka. - Dlaczego ty mnie straszysz? - pytam.

Patrzę na Kaśkę, ona na mnie. Wyraźnie zainteresowała ją moja rozmowa.

- To znaczy, że wy nic? - pytam cichutko.

- To jak sobie radzisz?

- Na ręcznym jadę - on na to.

To takie buty! A ja wielkie łóżko kupuję! Dla kogo? Dla dziecka?



Dzień czterdziesty

Idziemy na ślub kolegi. Kupujemy kwiatki i pędzimy, żeby się nie spóźnić. Mnóstwo ludzi, pan młody w fioletowym garniaku, panna młoda jakby się urwała z sesji w magazynie

mody. Delikatny brzuszek rysuje się pod suknią.

- Ja też tak będę miała - mówi Kaśka. I dodaje, że pewnie wielu naszych gości pomyśli, że nasz ślub to ze względu na ciążę.

- Ale przecież wiemy, że tak nie jest - mówię. Ślub zaplanowaliśmy wcześniej, a wyszło, jak wyszło. Kapela przygrywa, para młodych wychodzi. A my siadamy na ich krzesłach i sprawdzamy, jak to może być z nami.

- Na szczęście nie widać, co się dzieje z tyłu - mówię - nawet jak strzelę gafę, to mam szansę jej nie zauważyć.

Kaśka jest przejęta. I już wchodzą nowi. Młody niczego sobie, garnitur czarny i muszka, a panna...

- Ona też ma brzuszek - mówię.

- No właśnie, kurde, widzisz, jak to jest. Czytałam, że ciąża jest przyczyną ponad połowy ślubów - mówi Kaśka i widzę, że jej trochę przykro, że ona ma tak jak większość '





Dziennik Ciężarowca możesz jest dostępny w Księgarni Szelestu Stron w promocyjnej cenie! 

dodajdo.com

Cytaty ludzi sukcesu - darmowy ebook!


Zauważyłam że czytelnicy mojego bloga chętnie zaglądają na strony z cytatami. 
Sama jestem wielką miłosniczką wygrzebywania ciekawych mysli i udało mi się trafić na darmowego ebooka z cytatami znanych ludzi.


Wszystkich chętnych zapraszam więc do wejscia na stronę Cytaty ludzi sukcesu 
A zainteresowanych innymi publikacjami mogę zaprosić na stronę Bestsellery lata 50% taniej


Wybrane przeze mnie najciekawsze cytaty z ebooka:


"Możesz dokonać wszystkiegoczego tylko zechceszmożesz zdobyć wszystko, czego zapragniesz;możesz zostać każdym, kim zechcesz zostać".
R. Collier



"Nasze życie ma cztery wielkie cele: żyć, kochać, uczyć się i
pozostawiać po sobie coś cennego. "
Steven Covey




"Absurdem jest dzielić ludzi na dobrych i złych. Ludzie są albo czarujący albo nudni."
Oscar Wilde


A które Wam spodobały się najbardziej??
Pozdrawiam! :)





recenzja, cytaty z, świat książki, recenzja książki, recenzje, najlepsze książki, cytaty książek, artykuły, felieton, czytanie, fragmenty, recenzji

dodajdo.com

Dr. House - niepowtarzalne i kontrowersyjne cytaty serialowego dr. House. Cytaty z serialu dr House

Dr House: Wszyscy kłamią (Everybody lies)

Georgia: Więc go obejrzałam. I grał tam ten aktor. Ten chłopak, Ashton Kutcher. Teraz myślę o nim cały czas. Bez przerwy.
Dr House: Aha.

Georgia: Przypomina mi go pan. Te same kuszące oczy.
Dr House: Ludzie często nas mylą.

Dr House: Sprawdźcie jego historię. Nawet jeśli nie dowiemy się co wywołuje objawy muszę wiedzieć czy dwunastolatkowie dmuchają panienki.

Dr House: Lubię swoją nogę. Mam ją od kiedy pamiętam.

Dr Chase: Jeśli ona nigdy nie całowała się z chłopakiem, to zakładam się, że seksu też nie uprawiała.

Dr House: Powiedz to wszystkim dziwkom, które nie chciały mnie całować w usta.

Dr Cuddy: Dr Sebastian Charles upadł podczas prezentacji w Stoia Tucker.
Dr House: Serio? Pod ciężarem własnego ego?

Sebastian: Gruźlica to moja choroba.
Dr House: Masz ją na własność? Szkoda, że przegapiłem przetarg na chorobę denga.

Dr Wilson: On każdego roku leczy tysiące ludzi, a ty ilu? 30?
Dr House: McDonald robi lepsze hamburgery, niż twoja matka bo robi ich więcej?
Dr Wilson: A, rozumiem! Więc nienawidzisz go, bo życia, które on ratuje, nie są aż tyle warte co te, które ty ratujesz.
Dr House: Tak, o to właśnie chodziło. Nobel wynalazł dynamit. Mam gdzieś jego zakrwawioną forsę.

Dr House: [z wrzaskiem do Wilsona] Hej, Wilson! Idę wyrwać oko pacjentowi! Chcesz popatrzeć?
Dr Wilson: [radośnie] Jasne!


Dr. Wilson: Wiesz, że rozładował ci się telefon? Doładowujesz go czasem?
Dr. House: (zdziwiona mina): Można go doładowywać? Zawsze kupowałem nowy.

House do Fereman'a: Nie martw się. Nikomu nie wyjawię twojego sekretu.
House do Wilson'a podczas wychodzenia z gabinetu Foreman'a: Hej, Wilson! Zgadnij, co przed chwilą zrobił Foreman?

Dr House: Ludzie nie chcą chorego lekarza.
Dr Wilson: To uczciwe, ja nie lubię zdrowych pacjentów.

Cameron: Czy leki przeciwbólowe mogą doprowadzić do orgazmu?
House: Pomarzyć zawsze można.

House: Potrafię dochować tajemnicy. Nikomu nie powiedziałem, że Wilson nadal moczy się w nocy.”

Wilson: „Nie chciała zgodzić się na więcej testów, czuła się bardzo skrępowana. Musiałem ją przekonać, żeby zgodziła się chociaż na ten jeden.”
Dr House: „Często Ci się to zdarza? Kobiety wolą umrzeć niż rozebrać się w twojej obecności?”


Dr House: Witajcie, chorzy ludzie oraz ich bliscy!

Dr Cameron: Jeśli szybko nie zareagujemy, będzie sparaliżowany do końca życia!
Dr House: Czyli przez jakiś tydzień.

Dr House: Ludzie mówią, że bez miłości nie da się żyć. Osobiście uważam, że tlen jest ważniejszy.


recenzja, cytaty z, świat książki, recenzja książki, recenzje, najlepsze książki, cytaty książek, artykuły, felieton, czytanie, fragmenty, recenzji

dodajdo.com



recenzja, cytaty z, świat książki, recenzja książki, recenzje, najlepsze książki, cytaty książek, artykuły, felieton, czytanie, fragmenty, recenzji

dodajdo.com

Copyright © 2008 - Szelest Stron - is proudly powered by Blogger
Blogger Template