Być może jest to stereotypowe podejscie, być może generalizuję, ale chyba nigdy nikt mnie nie przekona do wyższosci prywatnych uczelni nad państowymi. Z pewnoscia duży wpływ na taką moją ocenę mają osoby reprezentujące przeciętnego studenta uczelni prywatnej, którzy niestety na uczelni państwowej nie poradziłby sobie już na pierwszym roku.


Przykro mi, że muszę to pisać jednak wiele moich znajomych, czy to ze szkoły czy dzieci moich rodziców poszły na uczelni prywatne, bo zwyczajnie chcieli mieć łatwiej, bezstresowo i z naciskiem na "płacę-wymagam". Uczelnie państwowe może i nie mają najlepszych budynków czy najlepiej wyposażonych pracowni, ale przynajmniej można mieć większą pewnosć, że dyplom takiej uczelni jest za umiejętnosci, a nie za płacone co miesiąc czesne.

Owszem, wydaję bardzo ostry osąd uczelniom prywatnym, pewnie też jest to stawianie w niekorzystnym świetle studentów takiej własnie uczelni, ale jest to zwyczajnie spowodowane moimi dotychczasowymi doświadczeniami. Trudno mieć dobre zdanie o uczelni, na której studiuje i na której całkiem dobrze idzie osobie o naprawdę średnim poziomie inteligencji, marnym zaparciu ale za to z ogromnym lenistwem. Niestety tacy są studenci studiów prywatnych, których ja znam lepiej lub gorzej. Być może nie jest to grupa reprezentatywna. Na studiach państwowych również oczywiście zdarzają się leserzy i to w dużych ilościach, ale są oni prędzej czy później w procesie studiów eliminowani przez nie dające się nagiąć procedury uczelni państwowych. 

Jak ocenić fakt, że wiele osób rezygnując ze studiów na państwowych uczelniach idzie następnie na prywatne studia i świetnie mu się tak wiedzie? Tak dobrze na niego wpływa wyremontowany budynek uczelni, że wiedza sama wchodzi mu do głowy? Nie, zwyczajnie jest łatwiej. Zwyczajnie te studia przypominają bardziej szkołę średnią niż studia.

Uczelnie prywatne jawią mi się jako maszyny produkujące magistrów. Miejsce, w którym student jest najważniejszy, bo z niego własnie żyje uczelnia, a najważniejszy nie jest pod kątem zapewnienia mu jak najwyższego poziomu wiedzy, ale pod kątem zatrzymania go na uczelni jak najdłużej.

Uczelnie prywatne sprawiły, że drastycznie obniżył się poziom tzw. elit intelektualnych. 20 lat temu zdobycie tytułu magistra coś znaczyło, teraz magistra się po prostu "robi", jest to jak wyrobienie prawa jazdy. Teraz każdy może mieć magistra, wystarczy by wybrał własnie uczelnię prywatną i z pewnoscią skończy studia i swój uprawniony papierek dostanie.
Tylko co to za magistrzy...?

dodajdo.com

26 komentarze:

Anonimowy pisze...

Skończyłem właśnie uczelnię państwową. Z tego co się zdąrzyłem zorientować, to aby z niej wylecieć trzeba być rośliną. Jak się ma pieniądze to można do każdego egzaminu podchodzić praktycznie nieskończoną ilość razy. Zazwyczaj jednak nie ma takiej potrzeby, bo większość wykładowców robi śmiesznie proste egzaminy tak aby nie musieć robić kolejnych terminów. Do zdania zwykle nie potrzebne są umiejętności, a dobra pamięć albo dobra ściąga i umiejętność jej wykorzystania. I tak nominalnie najlepszymi absolwentami są albo najskuteczniejsi kanciarze albo jakwiększe kujony, które potrafią nauczyć się na pamięć ogromnych ilości materiału.

Czemu ludzie odchodzą z państwowych uczelni? Czasem sobie nie radzą - prawda, ale często jest też tak, że zauważają bezsens studiowania na danym kierunku. Kiedy 90% zajęć jest oderwana od rzeczywistości i traktuje o rzeczach, co do których student wie, że nigdy do niczego mu się nie przydadzą, to nic dziwnego, że rezygnuje. Dodajmy wykładowców, którzy studentów traktują jako zło konieczne, albo lekarstwo na swoje kompleksy. Przez 5 lat studiów poznałem 2 dobrych wykładowców. Użytecznych i dobrze prowadzonych zajęć nie starczyłoby nawet na jeden semestr. No ale mam papier, żem magister!

Na uczelni prywatnej też miałem okazję studiować i prawdą jest, że często przepycha się ludzi niemal na siłę. Różnica polega na tym, że zasada "płacę to wymagam" działa nie tylko w zakresie "płacę to chcę tytuł". Jakoś na prywatnej uczelni wykładowca zawsze miał czas i ochotę aby coś tłumaczyć. Jako, że wielu rzeczy nie uczyłem się od zera, to na ćwiczeniach miałem wręcz indywidualny tok nauczania. Kiedy grupa uczyła się podstaw, ja dostawałem zadania "zaawansowane".

Tylu mamy teraz magistrów i tylu studentów, że kończenie studiów dla papierka jest wg. mnie trochę bez sensu. Teraz bardziej liczą się faktyczne umiejętności, a nie to jaki masz papier. Mi łatwiej było zdobywać przydatne umiejętności na uczelni prywatnej.

Anonimowy pisze...

Anonimowy. święta racja.
Ewelino, oczywiście, że wiem, że studia to nie budynki, czy biblioteka dobrze wyposażona. zdaję sobie sprawę z tego. jednak przy ocenianiu danej uczelni i to jest także brane pod uwagę. :-)
a pisanie o inteligencji innych jest co najmniej... hm... ;)
i zgadzam się z anonimowym, że wykładowcy z którymi miałam styczność na uczelniach państwowych odstawiała po prostu szopkę najdelikatniej mówiąc. a nazywając rzeczy po imieniu, to po prostu była zwykła "chała" i zaspokajanie swoich kompleksów i niedowartościowania. :) niestety z bólem to stwierdzam, a mam porównanie kilku uczelni.
natomiast na prywatnej uczelni, no niestety, ale można było "dostać" się do każdego wykładowcy, który potraktował studenta JAK CZŁOWIEKA, a nie jak śmiecia, co nawet nie wie, co chce? - tak było na państwowych dwóch uczelniach, na których miałam (nie)przyjemność studiować.
Anonimowy ma w większości, ale niestety rację... z bólem to stwierdzam ale tak właśnie wygląda państwowe szkolnictwo wyższe w Polsce.
o szczególnych przypadkach z profesorami już nie będę wspominać, bo... to dobre na anegdoty, a nie sytuacje z życia wzięte...
niestety,,,

a tak w ogóle, to dzisiaj nie liczy się dyplom, tylko umiejętności i siła przebicia na rynku pracy...

pozdrawiam i życzę miłego studiowania.

ps. na którym roku jesteś? :)

podpisano - podwójny magister (prywatny i państwowy;)

Anonimowy pisze...

ach, już wiem. na 3. roku:)
to wszystko przed Toba ;))

Ewelina Dziubińska pisze...

Na 4 roku, nie na 3. Przede mną raczej już niewiele, bo tylko 1,5 roku.

Ewa pisze...

Ja kończyłam studia na UJ 20 lat temu. I musiałam się naprawdę napocić, aby uzyskać tytuł naukowy, ba, musiałam się napocić, aby się dostać na studia!
Kadra profesorska była starej daty, traktowali nas poważnie i wymagali bardzo dużo. Większość wykładów i zajęć była fascynująca. Nie było multimediów. Jak nie byłeś na wykładzie, to musiałeś się uśmiechać do kogoś kto był o jego notatki. A dziś wszystko znajdziesz Necie, ech :-)
Nie jestem pewna, czy dzisiejsze studia dają tyle, co drzewiej...

Anonimowy pisze...

oj, to przepraszam. na 4-tym. :) sugerowałam się informacją na profilu.
1,5 roku. :) w sumie najważniejsze - magisterka, a wcześniej absolutorium. :-)

pozdrawiam. :)

Anonimowy pisze...

Czytając komentarze niektórych osób to nasuwa mi się pytanie. Czy przypadkiem nie są to pisane artykuły przez osoby prowadzące uczelnie prywatne. Nie popadajmy w taki zachwyt nad prywatnymi !!!
Skończyłem 2 państwowe i muszę przyznać że napisać mogę same superlatywy o nich. Poziom nauczania, zaplecze naukowe itd wszystko OK. Mówię o AWF Biała Podlaska oraz AP Kraków. I nie są to fabryki mgr-skończyło nas 30-40 %. Moja żona teraz studiuje na prywatnej i jakoś z tą dostępnością, zapleczem naukowym , podejściem prof. jest naprawdę różnie.
Tak więc nie róbmy ogólnej opinii że prywatne są OK a państwowe są złe. Jak słucha się osoby studiujące obecnie i tych co skończyli dawniej ( do nich należe) to jedno można NAPEWNO powiedzieć -ogólnie wszędzie poziom został obniżony. Ale dlaczego to temat "rzeka"

Anonimowy pisze...

Jeśli chodzi o uczelnie prywatne, to studenci też się starają o dobre stopnie z powodu pieniędzy. Na uczelni państwowej nie muszą płacić za czesne, jak się zapłaci z własnej kieszeni 2 tysiące bądż więcej za naukę, to robi się wszystko żeby zdać egzamin. A jak jeszcze okaże się, że na te pieniądze trzeba samemu zapracować, to do każdego egzaminu po prostu student się przygotowuje.
Zgadzam się z tym, że na prywatnej uczelni wykładowcy poświęcają czas studentom. Podejście do studenta jest po prostu ludzkie, nierzadko po prostu partnerskie. Miałam cudownych wykładowców, chciało się scłuchać, żal było opuszczać zajęcia np. z powodu choroby. Obecności były obowiązkowe czasem nawet na wykładach, listy obecności skrupulatnie sprawdzane. Gdy którys student nie był obecny więcej niż dwa razy (czasem raz) musiał to dobrze usprawiedliwić, a i dochodziło o dodatkowych zaliczeń z powodu nieobecności.
Nie było łatwo ale po obronie wiem, że nie jeden student z uczelni państwowej mi nie dorównuje. Ważnym elementem nauki jest fakt, że nie uczy się przedmiotów, które do niczego się nie przydadzą. Nie żałuję, że skończyłam studia prywatne. Płaciłam 3 tys. za semestr i nie wyobrażam sobie nie uczyć się do egzaminu bo poprawki kosztują, więc aspekt finansowy jest dużym motywatorem aby przykładać się do nauki czego nie ma na uczelni państwowej.
Pozdrawiam
Ewi

Anonimowy pisze...

Moim zdaniem trzeba odróżnić przede wszystkim uczelnie techniczne od humanistycznych, bo tu nie ma żadnego porównania. Na technicznych jest więcej laboratoriów, projektów i ćwiczeń, które wymagają od studenta zaangażowania. Na humanistycznych to głównie wykłady, które można pominąć czytając książki z danej dziedziny. Problemem polskich uczelni (publicznych i prywatnych) jest to, że zbyt dużo miejsc jest na kierunkach popularnych typu socjologia, psychologia, marketing, itp., po których niestety jest ograniczona liczba miejsc pracy. Niestety uczelnią bardziej opłaca się tworzyć takie kierunki, bo są tańsze w utrzymaniu i bardziej oblegane. A co do jakości nauczania na uczelniach publicznych i prywatnych, to przecież wykładowcy są niejednokrotnie ci sami. Myślę, że nie da się jednoznaczenie stwierdzić, który typ uczelni jest lepszy. Trzeba by porównać każdy kierunek z osobna (na uczelni państwowej i prywatnej) by wiedzieć gdzie lepiej uczą i wybrać to co nam odpowiada, a nie sugerować się jakąś modą.
Pozdrawiam Marta :)

Ewelina Dziubińska pisze...

nie-bieska - zgadza się, teraz najważniejsze, ale też i już najważniejszych rzeczy o mojej uczelni się również dowiedziałam. Studiując poznaję się innych, starszych rocznikowo studentów i tym bardziej możesz sobie wyrobić zdanie o uczelni, na której studiujesz.

Ewa - również niestety obawiam się, że poziom studiów obecnie w porównaniu z poziomem 20 lat temu to niebo a ziemia...

Anonimowy/Ewi - nie zgodzę się ze stwierdzeniem że aspekt finansowy jest motorem do nauki. Na kierunku który studiuje, a jest to prawo, w systemie zaoczny trzeba płacić wcale nie małe pieniądze za semestr, jak i za tzw warunki, ale tylko przez to, że są to płatne studia nie zaczyna nagle ktoś uczyć się więcej lub mniej, nie stanowi to żadnego bodźca niestety albo stety, nie mnie już to oceniać. Nie sądzę więc, by dobrym argumentem na wyższość studentów prywatnych uczelni nad państwowymi był sam fakt, że muszą opłacać czesne.

Ewi - cieszy Twoja wysoka samoocena, jednak szczerze nie odważyłabym się na aż taką generalizację, że żaden państwowej uczelni student Ci nie dorównuje...
Jeśli chodzi natomiast o wykładowców to nie zapominajmy, że to ci sami ludzie, co na państwowych uczelniach. Jeśli nagle więc okazuje się, że ktoś będący na państwowej uczelni zwykłą świnią utrudniającą życie studentom dla zasady, a nagle na uczelni prywatnej staje się aniołem i ostoją studenta to to jest zwykła obłuda i zmienianie twarzy dla pieniędzy. To już wolę widzieć prawdziwą twarz tego wykładowcy niż zdobywać jego przychylność za 3 tys za semestr. Nie stawiajmy więc tez, że na prywatnych uczelniach tacy są wykładowcy do rany przyłóż, bo to ta sama kadra co na państwowych uczelniach! Albo więc i na państwowej są świetni, co wg mnie jest najbardziej prawdopodobne, albo przeistaczają się przekraczając próg uczelni prywatnej niczym Dr Hyde.

Anonimowy pisze...

Skończyłam uczelnię państwową. I niestety kierunek, który nie należał do jajłatwiejszych m.in. Biologia Ogólna, nic mi nie przyniósł. Jeśli chodzi o stopień trudności, to wystarczyło płacić za warunki i mieć dużo pieniązków, a każdy spokojnie mógłby ukończyć te studia. Tak jak napisał tutaj kolega wcześniej "trzeba być roślinką aby z niej wylecieć". Owszem było pare osób które swoja edukację ukończyło wcześniej, ponieważ nie dawału rady. Ale tak jest zawsze na 1-wszym roku. Teraz jestem studentką uczelni prywatnej. Jestem bardzo zadowolona ponieważ wykładowcy są mili i zawsze mają czas. I nie prawdą jest, że nie trzeba się uczyć. Zdobywam na niej czasami więcej użytecznej wiedzy niż wiedza jaką powinnam zdobyć po magisterskich studiach na Uniwersytecie.

Anonimowy pisze...

Ewelina Dziubińska - Słonko naisałam... "że nie jeden student z uczelni państwowej mi nie dorównuje", a nie "że żaden państwowej uczelni student Ci nie dorównuje..." to ogromna różnica. Nie odważyłabym się ak napisać, jak Ty zrozumiałaś.
Też nie sądzę, że wyższością uczelni prywatnych od państwowych jest opłacanie czesnego. Powiedziałam tylko, że studenci prywatnych uczelni bardziej się przykładają do nauki bo muszą płacić. Jestem przekonana, że większość z nich gdyby znalazła się na studiach nieodpłatnych mniej przykładałaby się do egzaminów. Z resztą sami to mówili otwarcie bo... nie stać ich na poprawki. A to już motywator, może mało ambitny ale jednak.
Co do tzw. zwykłej świni odnosząc się do wykładowców, to byc może masz rację ale podejrzewam, że i tu jest aspekt finansowy, bo wykładowcom więcej płacą na uczelniach prywatnych, więc aspekt finansowy przekłada się jak już wszyscy wiemy na każdą dziedziną życia. Ba, powiem więcej różnice są również pomiędzy uczelniami prywtnymi.
Dla pieniędzy Ewelino większość ludzi zrobi wszystko, albo parwie wszystko. Nie ma co się dziwić, życie z każdym dniem droższe a i do dostatku łatwo się ludzie przyzwyczajają. Chcemy dorównać znajomym, sąsiadom a jeszcze lepiej ich przeskoczyć. Zakładanie maski mamy już wpajane od wczesnego dzieciństwa. W domu dzieciom pozawalamy na więcej, uczymy że w przedszkolu mają się zachowywac inaczej, odwiedzając znajomych, rodzinę jeszcze inaczej. Na ulicy innych zachowań a już zupełnie innych na podwórku. Dlaczego więc dziwić się ludziom dorołym, że zakładają maskę. Własciwie nie nazwałabym tego obłudą, tylko zachowaniem adekwatnym do wynagrodzenia. Ceńmy się, a że najłatwiej wyrazic to poprzez aspekt finansowy... . To może czas aby uczelnie państwowe zrobiły coś w tym wymiarze. W Polsce to jeszcze potrwa, ale rynek to zweryfikuje, kiedyś będą ważne te uczelnie, na których można się czegos nauczyć bez względu na to czy są to renomowane uczelnie państwowe czy prywatne. To zależy od kadry i ich wynagrodzenia. Kto za niewielkie wynagrodzenie będzie się starał dawać z siebie wszystko??
Mam porównanie, studiowałam na jednej uczelni państwowej i trzech prywanych. Wszędzie miałam stypendium naukowe i tak naprawdę to wszystko zależy od studenta czy chce, czy tez ie chce sie uczyć i jak już wspomniałam od kadry. Z tym że, nawet jeśli kadra jest kiepska to ktoś, kto chce mieć wiedzę, sam sięgnie do źródeł, będzie dopytywał wykładowcę o źródła, konferencje itp. Nie oczekujmy że cos nam zostanie podane "na tacy" sami decydujmy o tym, jaka chcemy posiadać wiedzę.
Pozdrawiam
Ewi

Anonimowy pisze...

"ale też i już najważniejszych rzeczy o mojej uczelni się również dowiedziałam"

ja też, studiując tu i tam przez... 8 lat ;)

Anonimowy pisze...

Czytam to wszystko i raz czuję rozgoryczenie, a raz rozbawienie. Jestem obecnie studentką 3 roku niepublicznej uczelni. Uważam, że wręcz nie wolno generalizować ani w jedną, ani w drugą stronę krzywdząc to "publicznych" to "prywatnych" studentów. I nie ma co porównywać jednych uczelni z drugimi, bo to totalne nieporozumienie.

Są świetne uczelnie niepaństwowe, są i te kiepskie, starające się latami o pozytywne opinie Komisji Akredytacyjnej. Podobnie jest z uczelniami państwowymi. Jedne naprawdę zasługują na uznanie, inne niekoniecznie. Czesne, pieniądze za poprawki to żaden argument. Ja od początku nie opłacam studiów, bo korzystam ze stypendium naukowego. Nieprawdą więc jest, że "płacę to zaliczam". Zresztą, ok 70% mojego roku korzysta z jakiegoś stypendium, czy to naukowego, czy socjalnego.

Owszem Ewelino, perspektywa płacenia za oblany egzamin mobilizuje. Może nie wszystkich, ale wielu owszem. Poziom? Nie porównujmy...i nie chodzi tu o sale, pomoce naukowe i warunki. Atmosfera: wręcz jak to ktoś wcześniej określił partnerska, na uczelni prywatnej nie jesteś anonimowy. Czy studiują tu mniej inteligentni? Jak wszędzie. Na państwowych też zdarzają się ludzie, którzy dostają się na dany kierunek po 3 odwołaniu, bo dumni rodzice chcieli się pochwalić "zdolną" córcią. Ci sami lądują nierzadko na zaocznych, "z powodu braku miejsc na dziennych" :P. Ale oni oczywiście są lepsi, bo mimo, że i tak płacą, to są na państwowej. A takim zachowaniem wylewamy swoją polską żółć i nietolerancję mówiąc, że wszyscy "prywatni" to tępaki.

Nie wiem, być może to wynik sfrustrowania całą sytuacją i sposób leczenia kompleksów. Na zakończenie dodam, że zamiast dorównywać nowatorskim pomysłom kapitalizmowi z Zachodu i rozwijać się, my nadal mentalnie tkwimy w szarym PRLu, w którym "prywaciarz to szmaciarz"...

Basia

Anonimowy pisze...

Basiu, wyraziłaś to, czego zabrakło w mojej wypowiedzi :*
Pozdrawiam
Ewi

Anonimowy pisze...

Basiu, wyjęłaś mi to z ust. (z klawiatury) to samo starałam się udowodnić w mojej notce. NIE MA REGUŁY.
a co do płacenia, to... studiowałam za stypendium naukowe, tak jak Ty. za wyniki w nauce na prywatnej miałam taniej, mówiąc już tak dobitnie. a lekko nie było. to tylko jakieś opinie sfrustrowanych ludzi, chcących się... no właśnie? co? dowartościować? zeszmacić drugich, czy poniżyć? nie rozumiem tego.
nie ma reguły! ludzie nie popadajmy w ... nie powiem co;)

Anonimowy pisze...

Dziękuję. Tak po prostu. Czasem jest mi niewypowiedzianie przykro, kiedy ktoś porównuje studentów uczelni niepublicznych do nieuków chcących przejść przez życie tzw. ślizgiem. A przecież wielu z nas to ambitni i zdeterminowani młodzi ludzie.

Nie próbuję nikogo przekonywać do swoich racji, a jedynie nakreślić całą sytuację widzianą oczami "tych gorszych". Poszłam na uczelnię prywatną, bo nie dostałam się na swoją wymarzoną uczelnię państwową, natomiast "prestiżowy" uniwerek działający w mieście, w którym obecnie studiuję, nie zaoferował mi niczego ciekawego w swojej ofercie dydaktycznej. Wybrałam więc prywatną przez wzgląd na świetną kadrę, warunki i obietnice, że nie pożałuję.

Na pewno są i mankamenty, ale czymże one są w porównaniu z obszernie wyposażona biblioteką, dostępnością wykładowców w każdej chwili, bogatej ofercie kursów i wyjazdów zagranicznych. Ostatnio spotkałam koleżankę, z którą startowałam na studia państwowe. Jej się udało. Ale nie jest przez to szczęśliwsza. Schudła i wyglądała na przemęczoną samym opowiadaniem co ją czeka w tym roku. I tu muszę sparafrazować to co mówili moi poprzednicy. Opowiadała o profesorze, który wykładał także u nas. I nie wiedziałam do końca czy mówimy o tym samym człowieku. U nas pełen pogody ducha człowiek w średnim wieku, tam wariat jakich mało. Kojarzyło mi się to z korkami w ogólniaku, ludzie na lekcjach trzymali żelazną atmosferę, prywatnie przyjaźnie nastawieni ludzie. I daję sobie rękę uciąć, że teraz w dobie dodatkowych lekcji, wielu, nawet studentów uczelni państwowych chodziło na przysłowiowe korki i odczuwało różnicę.

Dziś po 2 latach widzę, że środowisko akademickie zmieniło mnie, jestem bardziej pewna siebie, czuję, że mam w garści bogate zaplecze naukowe i mogę naprawdę wiele. Nie planuję pracy w sektorze publicznym, bo dzięki ciężkiej pracy tutaj mam pomysł na własny biznes i nie liczę już na państwowy garnuszek ;)

Fajnie, że są jeszcze tacy, którzy uważają podobnie jak ja ;)
Pozdrawiam serdecznie dziewczyny ;*

Basia

Anonimowy pisze...

bzdury, bzdury, bzdury. stereotypy to bzdura. to, że wystarczy tylko płacić za naukę w szkole niepaństwowej żeby przejść dalej to bzdura. jest to bardziej na zasadzie płacisz - wymagasz. nie czuję się też gorsza intelektualnie od znajomych, którzy są na państwówkach. zamiast pisać takie bzdury radziłabym się najpierw zastanowić czy piszesz coś co naprawdę myślisz, czy sięgasz na półkę po kolejne oklepane kłamstwo..

Anonimowy pisze...

Większość moich znajomych, którzy poszli po szkole średniej na uczelnie prywatne to lenie i na pewno na mojej uczelni państwowej nie dali by rady. Studiuję ekonomie na poważnej uczelni i muszę powiedzieć że większość moich znajomych z kierunku to bardzo ambitni ludzie. Próg przyjęć był bardzo wysoki, ale od razu dało się to wyczuć na zajęciach że ludzie są bardziej obyci, moją swoje zdanie i są bardzo konkretni. Egzaminy na mojej uczelni też nie należą do prostych, jeden z wykładowców, który uczy również na uczelni prywatnej przyznał się, że my zawsze będziemy mieć trudniejsze egzaminy bo więcej się od nas wymaga. Jeżeli już ktoś wybiera się na studia państwowe, to jednak niech wybierze tą dobrą uczelnie i stara się z całej siły.

Anonimowy pisze...

Ile ludzi, tyle opinii. Każdy jednak broni swojego jak niepodległości. W Stanach ludzie zaraz po urodzeniu się dziecka zbierają na jego prywatną edukację, bo tylko ta ma rację bytu. Do szkół państwowych może przecież chodzić każdy: dziecko z patologicznej rodziny, biedne, czy takie, któremu nie zależy na wykształceniu. Poziom jest więc pożal się Boże. W Polsce wszystko jest jakieś 15-20 lat do tyłu, nawet myślenie. A przecież nie jesteśmy już chyba dziećmi socjalizmu.
Mam tylko nadzieję, że osoby te krnąbrne osoby przynajmniej przeczytają ze zrozumieniem nasze wypowiedzi.

Anonimowy pisze...

"jeden z wykładowców, który uczy również na uczelni prywatnej przyznał się, że my zawsze będziemy mieć trudniejsze egzaminy bo więcej się od nas wymaga."

hm... nie chcę tu nikogo oceniać, ale to świadczy tylko o tym wykładowcy ;)

a co od inteligencji, czy tępoty - to nie będę się wypowiadać ;)

a jeśli chodzi o płacenie na prywatnej, to... czesne moje było pokryte w 70% ze stypendium naukowego.
płacę - owszem - wymagam.
wymagam dostępu do profesorów, doktorów, materiałów naukowych, dodatkowych zajęć i szkoleń. i to otrzymałam./ podczas studiów już pracowałam zdobywając doświadczenie, bo szkolenia zapewniły mi większe umiejętności.
wcześniej studiując na państwowej uczelni (Kraków, nie ważne jaka) po prostu tego nie było... bardzo przykro mi to przyznać.
było tylko... gnojenie na każdym kroku, tumiwisizm (bynajmniej nie tylko studentów, ale kadr też:) nie obrażając nikogo.
owszem dostawałam także stypendium naukowe, na państwowych uczelniach - na licencjacie i magisterce, ale... niestety milej wspominam UCZELNIĘ PRYWATNĄ, za to, że byłam traktowana jak człowiek, jak student, który chce czegoś się nauczyć, a nie jak... jakiś gnojek, na którym można zaspokoić swoje niepohamowane kompleksy i ... nie ważne.
może już zakończę.

pozdrawiam,
mgr Niebieska (państwowa i prywatna;)

Anonimowy pisze...

miało być "tumiwisizm kadry, a nie kadr.
a tak w ogóle, to sorry za literówki :)

kończę już dyskusję, bo to temat rzeka. ile ludzi - tyle opinii. oczywiście każdy ma prawo do swojej. :)

Ewelina Dziubińska pisze...

Ewi - tym tokiem rozumowania możemy rozwiązać odwieczny problem i spór pomiędzy studentami dziennymi i zaocznymi, Twoja argumentacja pokaże bowiem, że oczywiście zaoczni są lepsi, bo skoro płacą za naukę będą się do niej bardziej przykładać. Jak pokazuje doświadczenie wcale niestety nie jest to reguła i wielu studentom nie zależy na zdobywaniu wiedzy niezależnie czy to dzienni czy zaoczni. Dlatego też upieram się dalej przy swoim zdaniu, że fakt płacenia za studia wcale nie wpływa na większą chęć zdobywania wiedzy i większe przykładanie się do nauki.

Wykładowcy decydując się na karierę naukową kilka lat temu doskonale wiedzieli na jakie zarobki się "piszą" i dzielenie studentów na lepszych i gorszych i traktowanie lepiej studentów uczelni prywatnych, bo dostają od władz tamtych uczelni świadczy zwyczajnie o wykładowcy i niestety świadczy generalnie bardzo źle, więc co to za kadra "najlepsza"?
Sama ubolewam nad wysokością pensji dla pracowników uczelni, z pewnością gdybyśmy jako państwo byli w stanie zaproponować wykładowcom pensje na odpowiednim poziomie na pewno o wiele lepszą kadrę moglibyśmy na uczelniach mieć. Taką, która nie traktuje gorzej studentów uczelni państwowych, bo ma niższą pensje u nich, taką która potrafi zrozumieć zerowy wpływ tychże studentów na wysokość pensji wykładowców, bo sądząc po wypowiedziach o różnym obliczu wykładowcy na państwowej i prywatnej uczelni niektórzy mają z tym duży problem.

Władze uczelnie państwowych nie mogą sobie same z siebie zacząć myśleć o pensjach dla pracowników naukowych, bo pieniądze na ten cel przyznawane są ze środków publicznych, na którymi uczelnie niestety władzy nie mają.

Kolejna sprawa to taka, że egzaminu można nie zdać nie tylko dlatego, że się nie uczyło. Niektórzy egzaminatorzy są tak wymagający, że niejednokrotnie dobrze przygotowana osoba polegnie na ich egzaminie. To czy wyobrażasz sobie nie uczyć, bo płacisz czy nie nie miałoby np. na mojej uczelni znaczenia, bo możesz się nauczyć a i tak Ci się nie powiedzie, albo uda się zdać na bardzo niską ocenę, to się niestety zdarza i wcale nie rzadko.

Ewelina Dziubińska pisze...

Basia - Nie rozumiem tego porównania do studentów zaocznych studiów, jakby tak Ci przeszkadzało, że tak niestacjonarni płacisz za studia, a nie jesteś na państwowej uczelni. Wyciągnęłaś zaocznych jak przysłowiowego królika z kapelusza i nie za bardzo wiem, jak ich odnieść do kwestii poruszanej przeze mnie, bo trzeba by zaczynać debatę na temat wyższości studentów zaocznych nad dziennymi lub odwrotnie.

"Prywaciarz to szmaciarz" - dawno już nie widziałam takiego podejścia, wręcz zrodziła się rzecz odwrotna, społeczeństwo prześmiewczo podchodzi do państwowych zakładów i placówek. Już na dobre się przyjęło, że prywatne placówki bardziej dbają o klientów, że im zależy i tak dalej, niezależnie od tego, czy zawsze jest to prawdą.

Jednak przy uczelniach jest to zupełnie inna kwestia - jeśli ja widzę jak mój kolega który z 10 lat temu skończyłby naukę na technikum bo zwyczajnie studia to dla niego zbyt wiele wysiłku intelektualnego, a teraz "zrobił magistra" na prywatnej uczelni to chyba jednak coś jest nie tak. Zresztą on sam przyznał, że na tych studiach było łatwiej niż w szkole średniej.
Niestety, pewnie nie wszystkie, ale zdecydowana większość uczelni państwowych doprowadziła zmniejszenia wartości wyższego tytułu naukowego.

Nie wiem, jaki związek ma fakt, że nie planujesz pracy w sektorze publicznym a tym, że studiujesz na uczelni prywatnej. Planujesz własny biznes i to się chwali, trzymam kciuki i zawsze jestem zdecydowanie za przedsiębiorczymi, biorącymi życie w swoje ręce, kobietami.
Sama już prowadzę firmę, a chyba według Twojej wypowiedzi powinnam szykować się na jakiś boks z okienkiem w urzędzie? Chyba za daleko już posuwamy się w udowadnianiu wyższości którejkolwiek z uczelni. Jeśli ktoś jest przedsiębiorczy, ma pomysł na biznes, pewne zaplecze finansowe, które niestety jest niezbędne na początku plus szczęście to zakłada własną firmę. Dla innych jednak praca w sektorze publicznym może byś głównym celem i dążeniem. Obiektywnie ani jedno ani drugie nie jest gorsze czy lepsze, bo ludzie o skrajnie odmiennych charakterach decydują się albo na etatową państwową pracę albo na własną firmę, a jeszcze inni poświęcają się pracy w korporacji.
I tutaj nie ma znaczenia, jaką uczelnię wybrali.

Ewelina Dziubińska pisze...

Anonimowy - To że dziecko jest biedne nie znaczy, że nie jest inteligentne i nie zasługuje studia. To jest właśnie ból amerykańskiego systemu, a nie jego chluba, bo na studiach mogą być bogaci, ale tępi jak but. Bardzo natomiast uzdolnione osoby muszą wyciskać z siebie siódme poty, by dostać stypendium, które jest dla nich jedyną szansą na studia.

Nie-bieska - Podejrzewam, że jest o wiele przyjemniej. Moja uczelnia niejednokrotnie doprowadzała mnie do naprawdę ciężkich dołków, na szczęście się z nich podnosiłam i podnoszę dość szybko. Może takie fajne partnerskie, kumplowskie stosunki byłyby niezłą odmianą pod dość specyficznym podejściu do studenta. Absolutnie nie odbieram tego uczelniom prywatnym, pewnie atmosfera jest o wiele przyjaźniejsza dla studenta.

Nadwrażliwiec pisze...

Myślę że upadek szkolnictwa wyższego dotyczy większości uczelni i tych prywatnych i tych państwowych. Jeszcze nie tak dawno studia naprawdę pomagały ludziom nie tylko się wykształcić, ale i wyjść "na ludzi" a teraz? Kiedy obserwuję studentów co po niektórych to odnoszę wrażenie że całe życie spędzili pod budką z piwem.

Copyright © 2008 - Szelest Stron - is proudly powered by Blogger
Blogger Template